środa, 27 października 2010

Kanye West?



Napisy końcowe tej produkcji powinny znajdować się na początku. Gdybym od razu wiedział, że Kanye jest odpowiedzialny za scenariusz i reżyserię to może oszczędziłbym sobie oglądanie całości i tylko przewijałbym między kolejnymi bombtrackami, które są jedynym mocnym elementem tego obrazu. Niestety o nowych "talentach" mr. Westa dowiadujemy się na końcu co skazuje nas na oglądanie 30 minutowej, pseudoartystkowskiej hochsztaplerki, do której chyba musimy się przyzwyczaić bo krótsze partie tego "dzieła" będą za pewne jako single królowały w stacjach muzycznych przez następne pół roku przynajmniej.
Póki co pod pretekstem wielkiego projektu, a nawet tzw. sztuki udało się Kanye'emu pokazać 30 minut słabej jak barszcz gry aktorskiej, cycki pod płaszczykiem anielskich piór, nowe murcielago, fajne ciuchy i swoich białych służących... Oscara raczej nie będzie, może Złota Malina, a ja mam nadzieję, że następnym razem ktoś mu powie, że jak się na czymś nie zna to dobrym pomysłem jest zatrudnienie specjalisty. A idę o zakład, że rich'n'famous kolegów z Hollywood panu Westowi nie brakuje... może telefon się zepsuł?

0 komentarze:

Prześlij komentarz